Żeglarski pech na trasie Piza – Marsylia? Tylko okazja do nowych przygód!
Rejs żeglarski rzadko przebiega całkowicie zgodnie z planem – ale to właśnie nieoczekiwane wyzwania sprawiają, że każda wyprawa dostarcza niezapomnianych wrażeń oraz cennego doświadczenia. Tak było podczas jednego z naszych rejsów, gdy załoga płynąca z Pizy do Marsylii… dotarła do Monako! Szybko spakowałem narzędzia, wskoczyłem do samochodu i ruszyłem na ratunek.
Zapraszamy na morskie przygody oraz szkolenia z Kompas Yachting!
Sprawdź terminy nadchodzących rejsów: https://kompasyachting.pl/rejsy-morskie-kompas-yachting/
Dowiedz się więcej o naszych szkoleniach i kursach prowadzonych przez doświadczonych instruktorów żeglarskich i motorowodnych.
Od awarii w Monako do gościnnego Motril: Opowieść o trasie
W wyniku "żeglarskiego pecha" załoga rejsu z Pizy do Marsylii dopłynęła do Monako, i pospieszyłem na pomoc w usunięciu awarii oraz przejęciu jachtu do dalszej żeglugi.
Czekała mnie naprawa rolera genuy, wymiana rozrusznika oraz szplajsowanie zestawu kotwicznego. Do Monako dotarłem późno w nocy i od razu zabrałem się do pracy. Uzbrojony w klucze z odpowiednimi przedłużkami, zmieniłem rozrusznik i uruchomiłem silnik. Wiedziałem, że kolejnego dnia będzie już łatwiej.
W samym Monako mogłem zapomnieć o sklepie motoryzacyjnym czy żeglarskim ze wszystkimi śrubkami, przetyczkami i innymi szpejami, które mogły pozwolić na naprawę rolera. Problem polegał na tym, że podczas żeglugi poprzedniej załogi najprawdopodobniej odbezpieczyły się zabezpieczenia mocujące przetyczkę sztagu do sztagownika, w wyniku czego cały sztag z rolerem wypiął się i latał swobodnie, siejąc spustoszenie na pokładzie.
Szczerze podejrzewam, że ktoś te zabezpieczenia ukradł w Pizie, gdzie staliśmy kilka dni. Akurat dziobem wystając wysoko nad pomost, nasz roler był na wyciągnięcie ręki. Same zabezpieczenia w modelu C460 to dwa kawałki plastiku, przekręcane.
Dodatkowo zabezpieczyłem je grubymi opaskami zaciskowymi w tym sezonie, aby zapobiec jakiemuś niechcianemu wykręceniu, stąd nie wierzę, że same się odbezpieczyły. Na ich miejsce dzisiaj mam już wytoczone z pomocą mojego Taty i chłopaków z BSK Tech potężne i solidne nakrętki z kwasiaka. Nie do ruszenia.
Ale wracając do problemów — oddałem cumy w Monako, gdyż nie miałem tu czego szukać, i starałem się znaleźć ciche kotwicowisko, gdzie powoli będę mógł ogarnąć sprawę rolera i kotwicy. Szplajsowanie zestawu kotwicznego zajęło mi może 2 godziny. Mamy aktualnie 20 metrów łańcucha i 50 metrów liny. Będę musiał to zmienić na pełny łańcuch w 2026 roku, gdyż lina, skręcając się, lubi się zablokować w przejściu przez otwór przy windzie kotwicznej i trzeba jej pomagać, co nie jest fajną robotą.
Znalazłem dosyć fajne kotwicowisko, jednak rozkołys był na tyle spory, że uniemożliwiał mi solidną naprawę. Prowizorycznie zabezpieczyłem sztag z rolerem i płynąłem dalej do Port Santa Lucia przy mieście Saint Raphael.
Bardzo miła obsługa dwa dni gościła mnie w porcie i mogłem swobodnie, choć nie bez wysiłku, dokończyć naprawę. Jednoosobowo była to prawdziwa męczarnia, tym bardziej że upały sięgały 32°C.
Po usunięciu awarii ruszyłem w drogę aż pod Roses w Katalonii. Dwie doby żeglugi minęły przyjemnie w towarzystwie delfinów, raczej słabszych wiatrów oraz spotkaniem grupy trzech orek.
Odpocząłem kilka godzin na kotwicy, przygotowałem sobie obiad na dwa dni i ruszyłem do Vinaros, klubowego portu w drodze w stronę Valencji. Chciałem jak najszybciej osiągnąć cel — czyli port Motril leżący kilkadziesiąt mil za Almerią, w stronę Malagi.
Musiałem więc zatrzymywać się wyłącznie po prowiant i żeglować dalej. Tym samym cały przelot — w sumie około 900 mil morskich — to tylko 3 postoje w portach. Żegluga mijała bardzo przyjaźnie, czytałem książki, robiłem porządki, gotowałem i cieszyłem się żeglugą.
Konkretna burza złapała mnie przy Cabo De Palos, pomiędzy brzegiem a fermami rybnymi. Żeglując jednoosobowo, trzeba na wszystko reagować zdecydowanie wcześniej i przewidywać, co może się wydarzyć później. Szczęśliwie zrolowałem genuę. Założyłem drugi ref na grocie i zarefowałem foka.
Przy podmuchach do 8'B mknąłem półwiatrem, wypatrując tylko wspomnianych ferm oraz wracających z morza rybaków. Fale roztrzaskujące się o skały Isla Hormiga i Islote Er Hormigon przy Cabo De Palos budziły respekt. Prędkości Trygława sięgały 9 węzłów.
Po minięciu wysepek nic mi nie groziło, więc cieszyłem się tylko z dobrej prędkości i odpadłem do baksztagu. Szybko dotarłem do gościnnej Kartageny, wyspałem się i uzupełniłem prowiant na jachcie.
Teraz czekał mnie ostateczny skok do Motril. Wszystko szło pięknie, lecz gdy zostało mi już raptem 30 mil, spokojnie zarezerwowałem sobie lot powrotny do domu i w tym momencie wiatr stężał i odkręcił prosto w dziób.
Zamiast przyjemnych półwiatrów i baksztagów miałem 5B z mordewindu i zacząłem się stresować, czy zdążę. Wszak lot miałem aż z Malagi — to dobre trzy godziny autobusem z Motril, a jeszcze klar i pakowanie.
Udało się! Gościnny Roberto — właściciel prywatnej mariny, stoczni i dwóch restauracji — osobiście odebrał ode mnie cumy i zaoferował, że wszystkim się zajmie i mogę spokojnie ruszać do domu.
Tak więc, po pokonaniu przeszło 900 mil morskich i usunięciu usterek, jacht nadrobił straty, by żeglować z kolejnymi załogami. Ja na krótko wróciłem do domu, by znowu za dwa tygodnie wrócić i ze wspaniałą załogą moich przyjaciół z Burkatowa: Dorocie, dwóm Piotrkom i Jackowi oraz skierniewiczanom Lidii i Wojtusiowi — także z przygodami — popłynąć na Costa Del Sol.
Nic nigdy nie dało mi tyle wiedzy i pewności siebie, jak żegluga samotna. Z jednej strony trudna, lecz dająca wiele satysfakcji i bezcennego doświadczenia.
Trasa rejsu: wyzwania i uroki Morza Śródziemnego
Poniżej szczegółowy przebieg wyprawy według logu trasy (końcowe porty na podstawie załączonego pliku):
Start: Monako — marina i kotwicowiska pełne superjachtów i legend Formuły 1.
Saint Raphaël (Port Santa Lucia): urokliwa riwiera, życzliwa obsługa, idealne miejsce do napraw i odpoczynku.
Roses (Katalonia): pierwsze tchnienie Hiszpanii, malowniczy zatokowy port.
Vinaros: klubowy port na trasie w kierunku Walencji, dobre miejsce na uzupełnienie prowiantu.
Cartagena: gościnny port, idealny przystanek po burzliwej nocy na Cabo de Palos.
Motril: tętniące życiem miasto położone u stóp Gór Sierra Nevada, blisko Malagi i atrakcji południa Hiszpanii.
Samotna żegluga — trud, nauka i satysfakcja
Największe emocje budzi samotny przelot — walka z awariami, burzą przy Cabo De Palos, silnym „mordewindem” pod koniec, a wszystko to z całkowitą odpowiedzialnością za każdą decyzję i manewr. Po dopłynięciu do Motril i powrocie do domu… ruszyłem ponownie na Costa Del Sol, by dzielić nowe przygody z załogą przyjaciół.
Nic nie uczy tak skutecznie jak samotna żegluga. To doświadczenie, które procentuje w każdej przyszłej przygodzie — i które chętnie dzielimy się podczas naszych rejsów oraz kursów żeglarskich i motorowodnych!
    Jeśli chcesz przeżyć podobną przygodę, poprawić umiejętności lub zdać egzamin na sternika, zapraszamy na nasze rejsy i szkolenia. Profesjonaliści, sprawdzony jacht i pasja do morza czekają

Komentarze
Prześlij komentarz